Zwar II Warszawa vs SEMP Warszawa 6:4

Deszcz, pot i łzy ...

Mecz walki, choć z trybun dyscyplina bardziej przypominała zapasy w błocie niż futbol. Tak krótko podsumować można sobotni wyjazd SEMP-ów do Międzylesia. Rezultat – 6:4 dla gospodarzy. Trudno zwalać na boisko, bo warunki obie drużyny miały równie fatalne. Po prostu nie zawsze się wygrywa. Mimo że nasi młodzi piłkarze bardzo się starali, zwycięstwo tym razem świętował ZWAR.

Mecz od początku nie układał się po naszej myśli. ZWAR z animuszem natarł od pierwszych minut, a piłka tego dnia za nic nie chciała słuchać naszych zawodników. Finezyjne rozgrywanie piłki i mozolne budowanie akcji wymagającymi chirurgicznej precyzji podaniami - nasz znak firmowy – zupełnie nie sprawdzało się na śliskim, grząskim i dramatycznie nierównym boisku. Zdecydowanie skuteczniejsza tego dnia okazała się klasyczna brytyjska taktyka „kopnij i biegnij” i taki właśnie futbol zaprezentowali gospodarze. SEMP-om skuteczne wyprowadzenie piłki do przodu w dwóch pierwszych kwartach sprawiało widoczny problem. Stan rywalizacji w połowie wynosił 4:2.

W dwóch kolejnych kwartach SEMP-y ambitnie ruszyły do odrabiania strat. Bramka Kamila Słupeckiego z podania Wiktora Polkowskiego w 45. minucie wlała nadzieję w młode serca. - 4:3! Gonimy panowie! Jest jeszcze dużo czasu – zagrzewał z ławki trener Kamil. Nasza ofensywna postawa została jednak srogo skarcona. Dwie kontry rywale zamienili niestety na bramki i nawet piękne, drugie w tym dniu, trafienie Nikiego na koniec było już tylko nagrodą pocieszenia. Gwizdek sędziego Sobusiaka zakończył mecz, a piłkarze ZWAR-u unieśli ręce w geście zwycięstwa.

Trudno, nie ma co ronić łez. Głowa do góry! Współczujemy tylko Mamie Bruna, która dostała po meczu stroje do prania…

Statystyki na stronie: www.semp07.futbolowo.pl

                                                                                                                                                (Redakcja J.L.)